piątek, 25 kwietnia 2014

jak sypialnia w bólach powstawała :D

pierwszy etap malowania za nami, dzisiaj pomalujemy drugi raz i, mam nadzieje, kolor wyjdzie taki jak należy :)
Mój mąż uparł się na tę zieleń i nieco mnie to przeraża, bo jest naprawdę ciemna!

aaa mam sypialnię :D od wtorku. tzn. prawie.
Przywieźliśmy sypialnię do domu, mąż z kuzynem pojechali do mojej siostry skręcać szafę, a potem wrócili walczyć z łóżkiem... cóż, dobrze im szło (dopóki dyrygowałam, ale mój chłop nie lubi jak się wtrącam, gdy ON coś robi, więc przestałam - i to był błąd!) niestety około 22.00 okazało się, że zostały im dwie wielkie deski, których nijak nie da się nigdzie przymocować... pominę już fakt, że bez przerwy liczyli śrubki, których ich zdaniem było o wiele za dużo...
jak to mój kuzyn potem ujął - bo każdy koncert potrzebuje dyrygenta...

doszli oczywiście do wniosku, że po prostu dwie pierwsze deski przykręcili w zły sposób i w złych miejscach...
także w środę po pracy mój mąż zaczął naprawiać to, co nie wyszło... teoretycznie SAM ale bez przerwy warczał, że może bym mu pomogła... i czemu się tylko gapię....
no to pomogłam...

do momentu jak mąż zobaczył, że zostało nieco śrubek...
K..., no i na ch.... tych siedem śrubek?!?!?!
tym tekstem, niezbyt może subtelnym, rozłożył mnie na łopatki i musiał dalej działać już sam, tak się chichrałam...

także sypialnię już mam.
jak tylko wyniosę z niej niepotrzebne rzeczy od razu zrobi się lepiej :)


planowałam malować okno na dole, ale mój mąż sprytnie ukrył gdzieś farbę, więc muszę poczekać aż wróci... także biorę się za bardziej przyziemne sprawy :)



dziękuję Wam za komentarze... i maile, byłam zdziwiona, kiedy kilka osób napisało pytając o sprzedaż kosmetyków... im nas więcej tym weselej :) także, gdyby któraś z Was miała jeszcze ochotę czasem dorobić chętnie wyjaśnię co i jak :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

miło, że zostawiasz swój ślad...