mój Tomasz po spotkaniu z przyjacielem wpadł do domu, dorwał laptopa i kazał mi oglądać laleczki voo-doo zachwycając się nimi okropnie...
cóż... pooglądałam. nawet kilka razy udałam, że mi się podoba...
no i niestety to był błąd...
usłyszałam:
zrób mi taką!
i żadne argumenty typu: kup sobie - nie zadziałały...
potem strzelił focha, że dla innych to zawsze robię tylko on jest taki poszkodowany i tylko obiecuję a on nigdy nic nie dostaje...
(ok, breloczek, który ode mnie dostał i miałam mu naprawić dyndadełko lezy w etui na moje okulary, które gdzieś zgubiłam)
więc obiecałam, że spróbuję i dałam sobie prawie 2 tygodnie czasu.
uwinęłam się szybciutko.
a Tomasz zadowolony :)
oto nasza laleczka...
szkaradna :D
ale Tomasz się cieszy, więc ok :D
Jakiś czas temu zrobiłam Konradowi niemalże taką samą, tylko, że granatową :)wisi na lusterku w samochodzie :)
OdpowiedzUsuńŚwietna ! Kiedyś robiłam podobne ludziki ;)
OdpowiedzUsuńoj dzisiaj to wbiłabym w nią niejedną szpilę nawet gwożdzia !!!!!!
OdpowiedzUsuńO, ja nie mogę;) Tylko szpilek brakuje;)
OdpowiedzUsuńAle paskudztwo urocze ;)
OdpowiedzUsuńO matulu :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za odwiedziny i miły wpis. Taka laleczka to niebezpieczny ludzik, czasem ożywa i w tedy psoci okrutnie ale to prawda uroczy w swej paskudnikowej postaci. Pozdrawiam serdecznie i dobrego dnia życzę, Grzegorz.
OdpowiedzUsuńhehehe swietna jest!!! ja mam jedna biala - ninja hahaha
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i dziekuje za wziecie udzialu w moim candy :)
Ło matko! A po co Wam laleczka voo-doo???
OdpowiedzUsuń