czwartek, 17 października 2013

pozytywnie pozytywnie...

od pewnego czasu zastanawiam się, czy nie założyć nowego bloga, ale doszłam do wniosku, że ten to jednak kawał czasu... i może lepiej jednak wrócić tutaj...
pewnie po tak długim czasie i tak nikt tu nie będzie zaglądał...

wyszłam za mąż... i jeszcze nie wróciłam.
udało nam się nawet na troszkę wyjechać. moje ukochane morze... a potem nawet mazury.
aktualnie pomagam w przygotowaniu kolejnego ślubu - mojej młódszej siostry :)
kolejne szczęście :)

u mojej siostry zakonczyl się remont i teraz już nawet jeśli bym chciała nie mam gdzie wrócić :D
u sióstr mojego męża remont trwa, ale taki, że on już na pewno nie będzie miał gdzie wrócić :D
także jestesmy na siebie skazani....

u nas remonty potrwają jeszcze że hohoooo :D
ale kuchnię mam odpicowaną.
reszta pewnie na wiosnę, tak to jest jak się ma trudnego współlokatora...

jest 10 rano, piję kawę, i pewnie dziś znowu nic nie zrobię...
nic mi się nie chcę, i nie, nie jest to chandra jesienna.
za oknem mam piękne, wielkie czerwone drzewo...
mimo wszystko od roku ciężko mi się zmobilizować do czegokolwiek.
jeszcze pół roku czeka mnie siedzenie w domu. potem zostanę zwolniona z pracy.
potem będę udawała, że intensywnie szukam, bo przecież nikt nie zatrudni mnie na takich warunkach, na jakich w swoim stanie mogłabym pracować...
eh.

ale nie dam się. trzy pozytywne wydarzenia dnia. od dzisiaj.

5 komentarzy:

  1. a jaki jest Twój obecny stan? jak się czujesz? jak ręce?

    OdpowiedzUsuń
  2. powinnam funkcjonowac jak osoba o jednej ręce. zresztą.. druga też jest wyjątkowo słaba. silniejszy uraz moze spowodowac utrate czucia. jakby jeszcze moje jelita i inne wnętrzności pracowały jak nalezy byłoby łatwiej...
    najgorzej, że psychicznie wysiadam...
    ale staram się nie dać!
    każdego dnia próbuję robić jeden krok do przodu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu, a masz jakąś rehabilitację? taką porządną?

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie rehabilitacja już podobno nic nie da. próbowałam już kilku metod rehabilitacji. od roku ani milimetru postępów. ćwiczę sama. w życiu codziennym daję już radę... chociaz wiadomo, mąż na mnie chucha... po prostu pewnych rzeczy mi nie wolno robic. ale ciezko odnalezc sie wsrod ludzi...
    hmmm za duzo powiedziane, ludzi... bo w sumie tylko z rodziną utrzymuje kontakt...

    OdpowiedzUsuń
  5. a z jakich metod rehabilitacji korzystałaś? nie daj sobie wmówić, że "już nic nie da"

    OdpowiedzUsuń

miło, że zostawiasz swój ślad...